Skip to content Skip to footer

Dacia Sandero Stepway 0,9 TCE 90 KM MT5: Rozsądny wybór

Po co Renault reanimował Dacię? Czysty pragmatyzm. Rumuńska marka miała stać się tym, czym Skoda dla Volkswagena. I… wypaliło! Proste auto sprzedaje się bardzo dobrze. I to nie tylko na rynkach „wschodzących”. Zresztą, budżetowa kuzynka „Renówki” ewoluuje. Pierwsze auta z Pitesti wyglądały siermiężnie a technologicznie były równie zaawansowane, jak snopowiązałka. Z każdym kolejnym modelem Francuzi „dopieszczali” rumuńskie jeździła. Najlepszy przykład, Dacia Logan.



Logany jako pierwsze zjechały z taśm zakładów w Pitesti. I od razu stały się hitem w całej europie. Kosztowały niewiele a oferowały więcej niż standard. Potem był Sandero. Pierwsze egzemplarze zjechały z taśm montażowych w 2008 roku. W 2009 debiutował przebrany za offroadera Sandero Stepway. Cztery lata później na rynku pojawiła się II generacja zgrabnego rumuńskiego hatchbacka. A w 2016 pojazd przeszedł lifting.



O wyglądzie szczegółowo pisać nie zamierzam. Wszak Sandero, jaki jest – każdy widzi. Ale ogólnym wrażeniem podzielić się muszę. Dlaczego? Pewnie, z powodu niekonsekwencji projektantów i producentów. W mojej opinii proces konstruowania samochodu zakończył się nagle, bo Francuzi przestraszyli się, że za dobrze wyszło. Dlatego, Sandero to fuzja czegoś fajnego z czymś okropnym dość. Aby nie być gołosłownym, do słupka C widzimy nowocześnie zaprojektowany, ładny samochód. Potem jest tył. Ten, wygląda jak konstrukcja z początków lat 90. Czyżby styliści w trakcie tworzenia auta wyszli na lunch a po powrocie zapomnieli że nie skończyli? O tak, tak mogło być…

Sandero ma w zasadzie dwa kroje ubranek wierzchnich. W Offroadowy, czyli Stepway wygląda zdecydowanie najlepiej. Do tego, po liftingu dodatkowo zyskało na wyglądzie. Kilka przetłoczeń na nadwoziu i wyraźnie poszerzone nadkola prezentują się bardzo ciekawie. Trudno też mieć zastrzeżenia do ładnego grilla z dużym znaczkiem Dacii. Zresztą, nowy zderzak, osłona chłodnicy i reflektory przeciwmgłowe optycznie podkreślają solidność rumuńskich samochodów. Nowe światła do jazdy dziennej, obecnie wykonane w technologii LED, są nowocześniejsze i lepiej dopracowane. Lepiej też spełniają swoje zadanie. Wszystko to, z dodatkowymi, uterenowiającymi optycznie osłonami nadkoli i progów, relingami, osłonami podwozia i powiększonym prześwitem poprawia look samochodu. Nawet niezbyt efektowny tył, dzięki dodaniu osłony podwozia no i poprawionym wyglądem lamp prezentuje się, co najmniej dobrze.



Wnętrze, jest adekwatne do ceny i wartości auta. Dacia udowadnia, że budżetowo nie musi oznaczać: siermiężnie czy wręcz dziadowsko! Szczególnie, że w porównaniu z I generacją sporo się zmieniło. Jest schludnie i nowocześnie. To, co najbardziej przysłużyło się poprawie designu, to multimedia i nowy, duży ekran ze sterowaniem dotykowym. Mnie zaskoczyło to, że obsługa, w odróżnieniu do wielu tego typu urządzeń w dużo droższych pojazdach, jest naprawdę intuicyjna. Wszystko działało tak, jak tego oczekiwałem. Niezbyt lubię proponowane przez niektórych producentów rozwiązania w kwestii infotainmentu. Interfejsy bywają tak udziwnione jakby pracowali nad nimi spece z wydziału szyfrów wywiadu GRU. W Dacii jest czytelnie i bez zbędnych ozdobników. Bez zastrzeżeń działał też Bluetooth do spięcia systemu z telefonem. Ba, jest nawet Apple Car Play i Android Auto! Mało, że są! Działają! Ode mnie dodatkowo pochwała za umieszczenie w widocznym miejscu wejście USB. Dodatkowym plusem jest też forsowane mocno przez koncern Renault sterowanie spod kierownicy. Nie jest finezyjne ale łatwo nim operować. To się nazywa pragmatyzm i ja to cenię! Minusy? No cóż, system audio brzmi koszmarnie! Doskonałe głośniki to spory koszt, ale nieco lepsze niż te, które są pewnie, nie wpłynęłyby jakoś znacząco na cenę finalną produktu…



Przestrzeni we wnętrzu jest, co najmniej sporo. Dla czterech osób, rzecz jasna. Pasażerowie z przodu mają niezłe fotele. Umieszczono je wysoko, dlatego wsiadanie przypomina nieco zajmowanie miejsca w crossoverach. Minus to zbyt krótkie, w mojej opinii oczywiście, siedziska. Pasażerowie tylnej kanapy niestety nie będą szczególnie zachwyceni jej ergonomią. Tak jak w przypadku foteli, jest siedzisko jest zbyt krótkie. Za to oparcie ma idealnie dobrany kąt nachylenia. Optycznie; kanapa i fotele wcale nie prezentują się budżetowo. Dwa kolory, kontrastowe szwy i sam materiał tapicerki nie budzą najmniejszych zastrzeżeń. Powiem więcej, fotele i kanapa w Sandero podobały mi się bardziej niż te w… Clio. Wnętrze, to też bagażnik. I tu już bez zastrzeżeń. 320 litrów w konfiguracji 5-osobowej i 1200 litrów przy położonej kanapie to standard w segmencie.



Pod maską Dacii motory z gamy Renault. Dwa benzynowe: 1,0 Sce i 0,9 TCe także z zasilaniem gazowym oraz diesel 1,5 DCi. W testowym Sandero Stepway pracował trzycylindrowy silnik o pojemności 0,9 litra (TCe) o mocy 90 KM (przy 5000 obrotach) i 140 Nm. momentu obrotowego dostępnych przy 2250 obrotach. Napęd na przednie koła przenosiła skrzynia manualna o pięciu przełożeniach. Tak skonfigurowany Sandero osiągał bez mała 170 km/h a 100 km/h osiągał po około 11 sekundach. Owszem, nie jest to mistrz sprintu, ale motor 0,9 jest zdecydowanie dynamiczniejszy niż litrowy SCe.



Silnik traci sporo „rezonu” przez skrzynię biegów. Pięciobiegowy manual działa opornie. A i z precyzją ma nieco problemów. Wprawdzie biegów szukać nie trzeba, ale długie przełożenia nie pozwalają w pełni korzystać z potencjału jednostki. Choć Sandero powinno dojechać do około 170 km/h, zrobi to tylko na 4 przełożeniu. Na „piątce”, nie da rady. Nie mam zastrzeżeń do ekonomiki. Według założeń producenta, silnik powinien pobierać z 50 litrowego zbiornika 6,7 litra w mieście, 5,0 w trasie i 5,6 średnio. Realnie, jest niespełna litr więcej w mieście i średnio. Na trasie, notowaliśmy wynik na poziomie 5,5 litra. Summa summarum jest dobrze.



Trudno też przyczepić się do zawieszenia. Szczególnie, że w modelu po liftingu znacznie go poprawiono. Owszem, „makperson” i belka skrętna jest to typowe, budżetowym rozwiązanie dla „jeździła” na polskie drogi, ale działa! Na naszych drogach spisuje się idealnie. 15-calowe koła, do tego po francusku, miękkie zestrojenie zapewniają komfort. Do tego musimy dołożyć niemal perfekcyjne pokonywanie podłużnych i poprzecznych garbów nierówności. Nawet głębokie dziury w asfalcie Sandero przeskakuje z gracją nie informując kierowcy i pasażerów, że równo nie jest. Miękkie zawieszenie to czasem problem dla kierowcy. Miękkie samochody niezbyt precyzyjnie się prowadzą. W mojej opinii, system stabilizacji toru jazdy w Sandero radzi sobie bez trudu.



Znacie tę historię: cudów nie ma no, bo jeśli samochód kosztuje niewiele ponad 40 tysięcy złotych, to nie może być dobry. Taka opinia o Dacii funkcjonuje od lat w kołtuńskim nieco „Lechistanie”. Polak woli za 40 tys. kupić rzęcha z niemieckiego komisu, niż nowe auto z salonu Dacii. Dlaczego? Pewnie przez narodowe kompleksy. No bo przecież Rumuni nie mogą robić dobrych samochodów. Ale… robią. I jeszcze coś. W Dacii nie muszą się wstydzić wyglądu swoich produktów.

Zalety:

– cena (stosunek jakości do ceny)

– wygląd auta

– zawieszenie

Wady:

– skrzynia biegów

krótkie siedzisko fotela i kanapy

Podstawowe parametry techniczne:

Wymiary (długość/szerokość/wysokość/rozstaw osi): 4248/1796/1620/2580
Silnik: 3-cylindrowy benzynowy wsparty turbiną
Pojemność: 898 cm3
Moc maksymalna: 90 KM przy  5000 obr./min
Maksymalny moment obrotowy: 120 Nm. przy 2250 obr./min
Napęd: przedni
Skrzynia: manualna 5 biegowa
Osiągi (0-100 km/h): 11,1
Prędkość maksymalna: 169 km/h
Deklarowane zużycie paliwa (miasto/trasa/średnio): 6,7/5,0/5,6

Spalanie w teście: 7,7/5,5/6,5

Pojemność zbiornika paliwa: 50l
Pojemność bagażnika: 380/1200
Ceny: od 29,9 tys. złotych

Show CommentsClose Comments

Leave a comment

0.0/5