AutoMoto 14 września 2021
Po koszmarnej wpadce z oprogramowaniem fałszującym emisję CO2 koncern z Wolfsburga musiał ratować twarz. Włodarze marki wpadli na koncepcje elektryfikacji. Dodam, elektryfikacji do imentu. Palenie miały rzucić Volkswageny, Skody, Audi, Seaty. Trzeba przyznać, że szybko poradzili sobie z tematem. Już w 2016 roku koncern zaprezentował prototyp elektrycznego ID Concept. W 2019 debiutował Volkswagen ID.3. A w ubiegłym ID.4. W odróżnieniu od poprzednika, jest słusznych rozmiarów crossoverem z niezłym zasięgiem. Ma wszystko czego potrzeba elektrycznemu samochodowi do rynkowego sukcesu. Ale ma też wadę…
Dla swoich elektryków koncern stworzył nową, modułową płytę podłogową MEB. Dzięki możliwości „doklejania” modułów auto może być dłuższe i wyposażone w więcej akumulatorów. Wcześniej, na platformie MEB powstał wspomniany ID.3, Audi Q4 e-tron i stosunkowo niedawno Skoda Enyaq iV. Każde z tych aut wygląda awangardowo. Ale ID.4 jest w mojej opinii najładniejsze. Mocna sylwetka, odważne przetłoczenia, imponujący przód. Styliści VW stworzyli auto, które budzi emocje. Dodam, pozytywne emocje. Zresztą, inaczej być nie mogło. Ten samochód tak naprawdę zmienia wizerunek marki.
Nieco inaczej jest w kokpicie. Eksterier ID.4 prezentuje się barokowo. Wnętrze, choć bez wątpienia awangardowe, wygląda bardziej minimalistycznie. Tak przy okazji, jest kopią tego z ID.3. Ale, przejmując jego zalety pozbyło się irytującej wady. ID3 nie miał sprawnie działającego Apple Car Play/Android Auto. ID.4 – już ma! No i ma też dużo miejsca w kabinie. Nawet dla pięciu osób. Zastanawiam się jednak, po co projektanci zostawili we wnętrzu tunel środkowy. Owszem, nie jest jakoś specjalnie obszerny, ale jest. Szkoda, bo miejsca na głowy, kolana, łokcie jest aż nadto. Ale stopy na miejscu środkowym kanapy mają ledwie wygodnie. A mogłyby komfortowo.
Minimalizm stylistyczny nie wyklucza sporej dawki elegancji. Wnętrze ID.4 wystylizowano z gustem i smakiem. Jest miękko, przyjemnie i jakby komfortowo. Na szczęście nikt w VW nie wpadł na pomysł wykonania deski i okolic z materiałów na przykład z odzysku. Ekologia – ekologią, ale warto z sensem. Dzięki temu mamy eleganckie skóry, miękkie plastiki lakier fortepianowy. Oczywiście, nie wszyscy zaakceptują brak fizycznych przycisków. Zamiast, sensory na desce, obok kierownicy i wreszcie dotykowy, 12 calowy wyświetlacz. Choć jestem tradycjonalistą, w tak ekstrawaganckim aucie taki układ bardzo mi pasuje.
Fajnym gadżetem jest wyświetlacz head-up z rozszerzoną rzeczywistością. Daje doskonały obraz i aktywne animacje dla nawigacji czy systemów asystujących. Warto dodać, że kierowca ma wrażenie, że wszystko co widzi, jest wyświetlane nie na szybie a przed samochodem.
Bagażnik, godny sporego SUV-a/crossovera to 543 litry, kiedy auto skonfigurowano dla 5 osób lub 1575 z położonym oparciem kanapy. Do tego podłoga może być całkowicie płaska. Z zapakowaniem bagażu nie ma więc najmniejszych problemów.
Testowany przez nas ID.4 wyposażony był w silnik elektryczny o mocy 204 KM i momencie 310 Nm. To wystarczający potencjał by zapewnić ważącemu ponad 2,1 tony SUV-owi dobrą dynamikę, gdy jedziemy poniżej 100 km/h. Niestety, na autostradzie po przekroczeniu 100 km/h pojazd nie jest już tak spontaniczny w reakcji na gaz. To zaskakujące, bo od elektryka oczekujemy świetnej dynamiki. Wszak wszystkie „niutki” mamy pod nogą od uruchomienia jednostki napędowej.
Prawdziwa udręka dla posiadaczy aut elektrycznych to zasięg i czas ładowania. Producent zasugerował, że ID.4 da radę pokonać na jednym ładowaniu znacznie ponad 400 kilometrów. Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale raczej trudne. Sugerowane średnie zużycie energii to niewiele ponad 18 kWh/100 kilometrów. Oczywiście, możliwe do osiągniecia. Ba, jeśli powyłączamy wszystkie „zbędne” odbiorniki energii to udaje się nawet zejść do około 17 kWh/100 kilometrów. Ale spróbujcie jechać w 35 stopniowym upale z wyłączoną klimatyzacją! Ja wiem, że się da tylko chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Jazda ma być przyjemnością a nie udręką. Dlatego realne zużycie w mojej opinii t około 19-21 kWh/100 km. Innymi słowy zasięg ID.4 w realnym świecie a nie rzeczywistości WLTP to jakieś 350 – 360 km. To nie jest mało, ale nieco tylko mniejsze elektryczna KIA Soul czy Hyundai Kona Electric na jednym ładowaniu dojadą ponad 100 km dalej. I to w ostatecznej rozgrywce o kieszeń klienta może być argument przez ID.4 nie do przeskoczenia.
Drugi problem posiadaczy aut elektrycznych to czas ładowania. I tu cudów nie ma. Z wallbox załadujemy ID.4 w około 7 godzin. Z normalnego gniazdka w… 48 godzin. Z ładowarek publicznych, w zależności od ich mocy od około 2,5 godziny do niespełna 60 minut. Ale Tu ładowanie jest niestety dość kosztowne. Nie bawiąc się w wyliczenia przejechanie 100 kilometrów na prądzie w przypadku ładowania w ładowarce płatnej może być droższe niż w przypadku oleju napędowego czy benzyny. Ekologia ekologią, ale jest jeszcze ekonomia…
Tak jak ID.3, jego większy kuzyn jest autem tylnonapędowym. I tu rodzi się pytanie, czy to, aby na pewno dobry pomysł. Dlaczego napęd na tylną oś w rodzinnym SUV-ie? Otóż, zabieg był przemyślany. Taka konfiguracja gwarantuje temu sporemu autu zaskakująco mały promień skrętu. Wbrew pozorom z trakcją nie ma najmniejszego problemu. Na straży bezpieczeństwa mamy elektronikę! Po pierwsze, systemy nie pozwolą na żadne szaleństwa. Po wtóre, jeśli już coś, to… i tak wyciągną nas z kłopotów. Poza tym kontrola trakcji nie daje się wyłączyć. Można jedynie zmienić jej „czujność”. Z żalem przyznaje, że nie jeździłem ID.4 zimą. Ale opnie kolegów, którzy testowali ten pojazd „na białym” wynika, że postawienie go w poślizg, to karkołomne zadanie. Nie bójmy się więc tylnego napędu. Zwłaszcza, że obok elektroniki wspiera nas zawieszenie. Jego charakterystyka plus wsparcie bardzo precyzyjnego układu kierowniczym sprawia, że ID.4 świetnie radzi sobie nawet w ostrych zakrętach.
Na koniec nieco hamletowskie pytanie: warto czy nie? Odpowiem tak, jeśli mamy swoje źródełko ładowania, to bardzo warto. A w zasadzie będzie warto, jeśli już nasze ze wszech miar ekologiczne państwo zachce wreszcie dopłacać jakieś realne pieniądze do zakupu samochodów elektrycznych. Bo te są drogie albo bardzo drogie. Dość powiedzieć, że ceny ID.4 ruszają od ponad 160 tys. złotych. Ale, konia z rzędem temu kto ten samochód za tyle kupi. Realnie, cena to minimum 200 tys. A to już bardzo dużo zwarzywszy na mniejszy niż w autach z motorem termicznym zasięg i długi czas ładowania. ID.4 jest ładny. Nawet bardzo ładny. Cichy, pojemny. Co z tego? W Polsce ciągle brak „bodźców” żeby stał się realną alternatywą dla aut z motorem spalinowym. A szkoda…
Zalety:
mnóstwo przestrzeni wewnątrz
ciekawy wygląd
bogate wyposażenie
Wady:
cena
mimo wszystko zasięg
Podstawowe dane techniczne:
Długość: 4584 mm
Szerokość: 1852 mm
Wysokość: 1631 mm
Rozstaw osi: 2771 mm
Pojemność bagażnika: 543/1575
Parametry silnika i przeniesienie napędu:
Maksymalna moc: 204 KM
Maksymalny moment obrotowy: 310 Nm.
Osiągi:
Prędkość maksymalna: 160 km/h
przyspieszanie 0-100 km/h: 8,5 s
Pobór energii:
Deklarowany: 18,5 kWh/100 km
W teście: 19-21 kWh/100 km
Pojemność akumulatora: 77 kWh
Zasięg jazdy EV: średni około 370 km
Cena: od 160 tys. złotych