Skip to content Skip to footer

Volkswagen T-Cross R-Line 1,0 TSI 115 KM 7DSG: Trochę za trochę przeciw

Najmniejszy z crossoverów z logo Volkswagena zadebiutował w 2018 roku. Dokładnie rok, po T-Rocku. Zbudowany na płycie MQB0 jest tak trochę bliźniakiem VW Polo. Ale, tylko tak trochę. Przestronnością i ładownością bliżej mu bowiem do kompaktowego Golfa.



Stylistycznie, auto nawiązuje do T-Roca i Tiguana. Bardzo podobna jest linia boczna, kształt i wygląd przodu i tyłu. Krótko mówiąc w kategorii uroda jest nieźle. Najmniejszy z crossoverów z Volfsburga prezentuje się zdecydowanie lepiej niż czeski kuzyn i tylko nieznacznie gorzej niż jego bliźniak z Hiszpanii. Prawdziwy stylistyczny majstersztyk to tylne lampy. Bardzo podoba mi się pomysł z płynnym przejściem w świetlny pas biegnący wzdłuż całej klapy bagażnika.



Wnętrze? No cóż, trudno było się spodziewać czegoś wyjątkowo oryginalnego. Stylistyka i architektura żywcem przeniesiona z innych modeli koncernu. Całość poskładano z tego, co spotkamy w każdym innym Volkswagenie. Dzięki temu jest funkcjonalnie i ergonomicznie. Trudno też przyczepić się do jakości montażu. Jest perfekcyjna. Tylko, choć wszystko poskładano bardzo dobrze, za to z kompletnie nie konweniujących z całokształtem materiałów. Wnętrze jest plastikowe jak gwiazdki K-Pop. Nie zdziwiłbym się, gdyby było to wnętrze jakiegoś taniego „budżetowca”. A T-Cross nie jest tanim substytutem samochodu.



Za to złego słowa nie powiem o infotainmencie. Ba, w tej kategorii jest na bogato. Szczególnie cieszy bezprzewodowa łączność z Apple Car Play. Poza tym wirtualny kokpit, który debiutował w autach koncernu z Volfsburga stał się już standardem dla innych producentów.



Crossovery kupujemy między innymi dla przestrzeni w kokpicie. I tak jest też w przypadku T-Crossa. Wnętrze jest co zaskakująco pojemne. Bez problemu pomieści 4 wysokie osoby. Zastrzeżenia mam jedynie do wysokość tunelu środkowego. Jest wręcz monstrualnych rozmiarów. I nie wiem, dlaczego. T-Cross nie ma napędu AWD. Z drugiej jednak strony samochody tego segmentu tak naprawę są cztero a nie pięcioosobowe. Dlatego, nie zamierzam się czepiać. Skonstatuje to tak: 4 dorosłe osoby i bagaż podróżowały crossoverem Volkswagena bardzo wygodnie. Nikt na brak miejsca i przestrzeni nie narzekał.



Do podróży zachęcają bardzo wygodne fotele i tylna kanapa. Ta, jest idealnie wyprofilowana. Perfekcyjnie dobrano długość siedziska i kąt pochylenia oparcia. A to akurat nie są oczywiste oczywistości. Wielu producentów zakłada, że mniejszymi crossoverami podróżuje zazwyczaj dwie dorosłe osoby a tylna kanapa jest tylko platformą dla montażu fotelików dla ich pociech. Jasne, że tak jest najczęściej, co nie znaczy, że zawsze. Wspominałem o bagażu. Bagażnik w T-Cross jest co najmniej spory. W opcji 4 osobowej, to od 380 do ponad 450 litrów. Po złożeniu oparcia zaś bagażnik rośnie do 1290 litrów.



Do napędu auta producent przeznaczył tylko silniki benzynowe. Jest więc trzycylindrowy 1-litrowiec i czterocylindrowy motor o pojemności 1,5 litra. Testowego T-Crossa napędzał trzycylindrowy, 115 konny o mocy 110 KM (przy 5000 obrotach) i 200 Nm. (w zakresie 2000 – 3500 obrotów). Napęd na oś przednią przenosiła skrzynia automatyczna, czyli DSG. Jak ten duecik radził sobie ze sporym bądź co bądź autem? W sumie, dość sprawnie. Z początku obawiałem się, że 110 KM i 200 Nm. w tandemie z DSG może nie być idealną opcją a autu zabraknie mocy przy wyprzedzaniu. Obawy okazały się płonne. Jasne, że przyspieszenie nie wciskało w fotel, ale chyba nikt przy zdrowych zmysłach tego nie oczekuje. Oczywiście, dynamikę trzeba wymusić głębszym wciśnięciem pedału gazu. Efekt, obok oczywiście żywszej reakcji auta to głośniejsza praca jednostki. I średnio przyjemne wycie silnika, które niestety słychać w kabinie.



Konsumpcja paliwa w granicach rozsądku. Producent obiecuje średnio około 6,4 litra. I tym razem, pomyłki nie było. W cyklu miejskim auto konsumowało około 7 litrów a w trasie, 6,2. Średnia z testu, to 6,6 litra. Znaczy jest bardzo dobrze!



Prowadzenie auta typowe dla małych crossoverów. W kokpicie słychać tylko odgłosy pracy silnika. Zawieszenie prawie bezgłośnie reaguje na nierówności drogi. Auto nie jest też jakoś specjalnie podatne na przechyły ani boczne podmuchy. Układ kierowniczy jest nie tylko precyzyjny, wręcz bardzo przyjemny. Konstruktorzy odpowiednio dobrali siłę wspomagania. W mieście manewruje się T-Crossem lekko i precyzyjnie. W trasie, czuć lekki, ale wystarczający opór. Układ kierowniczy przenosi dokładnie tyle informacji i poleceń, ile potrzeba. Efektem jest spora frajda z prowadzenia pojazdu co w przypadku crossovera nie jest standardem.



W walce z konkurencja Volkswagenowi lekko nie jest. W bardzo konkurencyjnym segmencie T-Cross musi rywalizować z między innymi z produktami Fiata, Forda, Jeepa, Hyundaia, Kii, Opla, Renault, Nissana, Peugeota, Citroena, Seata, Skody. Szanse? Jak widać w statystykach sprzedaży nie jest źle. Wprawdzie liderem nie jest, ale myślę, że producent się z tym liczył. Konkurentów ma bowiem nawet w swojej grupie. I to konkurentów bardzo mocnych…

Zalety
– wygląd
– pojemność
– wyposażenie i multimedia
Wady
– jakość plastików
– do kokpitu przedostają się odgłosy pracy jednostki napędowej

Podstawowe dane techniczne

Wymiary (d/s/w): 4108/1760/1584

Rozstaw osi: 2551
Silnik: benzynowy z turbiną

Moc maksymalna: 110KM przy 5000 obr./min
Maksymalny moment obrotowy: 200 Nm. w zakresie 2000-3500 obr./min
Napęd: przedni
Skrzynia: automatyczna
Osiągi (0-100 km/h): 10,2 s

Prędkość maksymalna: 193 km/h
Deklarowane średnie zużycie paliwa: 6,4

Zużycie paliwa w teście:

Pojemność zbiornika paliwa: 40l
Pojemność bagażnika: 380/450/1290

Cena: od 69,760 do 91,090 złotych

Show CommentsClose Comments

Leave a comment

0.0/5