AutoMoto 30 sierpnia 2020
Pierwsze Swifty zjechały z taśmy produkcyjnej w 1983 roku. W 2017 debiutowała jego VI generacja. Od 2018 roku na rynku dostępna jest 140 konna wersja japońskiego mieszczucha: Swift Sport. Zwinne autko towarzyszyło mi przez osiem dni. I… jestem pod wrażeniem. Może to nie jest hot hatch. Ale daje sporo frajdy z jazdy.
Po pierwsze, umiar. To chyba była najważniejsza zasada, którą kierowali się styliści i inżynierowie pracujący nad najmocniejszą wersją Swifta. Samochód zbytnio nie epatuje sportowością. Ledwie kilka detali podkreśla, że pojazd ma potencjał. To, co widać to inaczej niż w „zwykłym” Swifcie stylizowany pas przedni. W szczegółach: większy grill, inaczej poprowadzony zderzak, przemodelowane wnęki skrywające światła przeciwmgłowe. Z tyłu, lotka nad szybą, inny zderzak i dwie rury wydechu wkomponowane w pas plastiku przypominający dyfuzor. Znakiem rozpoznawczym są też zdecydowane barwy nadwozia i specjalne wzory felg.
Wnętrze, identyczne jak w „zwykłym” Swifcie. W każdym razie pod względem topografii. Bo scenografia, ciekawsza. Deskę, poskładaną z tych samych elementów co konwencjonalne Swifty zdobią kolorowe, lakierowane wstawki. Kierownica obszyto skórą a fotele to bardzo wygodne „kubełki” ze świetnym trzymaniem bocznym. Do tego, wszędzie gdzie się dało, tapicerki przestebnowano czerwoną nicią. Całość robi doskonałe wrażenie.
Pojemność wnętrza, standardowa. To auto z segmentu B. Zapewnia więc komfort kierowcy i pasażerowi z przodu i w miarę wygodną jazdę dwójce pasażerów na tylnej kanapie. Dodam, że w odróżnieniu od foteli, kanapa jest dokładnie ta sama jak w każdym innym Swifcie. Ma jej wszystkie zalety i jedną wadę: zbyt krótkie siedzisko. Bagażnik, jak to w miejskich autach bywa – nie zaskakuje pojemnością. 265 litrów w konfiguracji 4 osobowej lub 950 do dachu i ze złożonym opaciem.
Pod maską, benzynowy silnik z serii boosterjet o pojemności 1,4 litra. Do końca ubiegłego roku miał 140 KM. Od tego, dostał wsparcie miękkiej hybrydy, mniej kopci za to ma 11 KM mniej. My, załapaliśmy się jeszcze na 140 konnego.
Tak wiem, że są ponad 200 konne: Fiesta, Peugeot 208, Yaris. Owszem, ale Swift jest od konkurencji zdecydowane leżejszy. I to czuć od piewszego kilometra. Twórcy auta nie chcieli walczyć z konkurencją. Zaplanowali coś, co da frajdę z szybkiej jazdy ale będzie też wygodnym wozidłem na co dzień. Do tego nie oszołomi ceną. I tak jest. 140 KM zamiast 200 może i nie zapewni sportowych emocji, ale jadąc Swiftem do pracy nie przeklniemy zawieszenia twadrego niczym serce małżonki, kiedy zapomnimy o kolejnej rocznicy ślubu. Swift Sport, nie jest tak agresywny jak konkurencja. Ale, czy 200 KM jest przyjemne, gdy jedziemy wyboistą drogą? Tymczasem, można delikatnie. Przykładem jest zawiesznie. Przyjemnie sztywne, broń Boże twarde. Tłumi wyboje trzymając jednoczenie w ryzach w sumie niemałe; 140 KM. Do tego dodam doskonale precyzyjny układ kierowniczy. Na nie? Może tylko dźwięk silnika. Swift Sport nie brzmi sportowo. Nawet na najwyższych obrotach. Ale umówmy się, to żadna wada. Po prostu, sąsiedzi się nie dowiedzą.
Jak 140 KM działa w praktyce? Bardzo fajnie! Wspomniane 140 KM jest dstępne od 5500 obrotów. Maksymalny moment – 230 Nm. w zakresie 2500 – 3500. Zacne parametry. A i osiągi całkiem całkiem! Pierwsze 100 km/h pojawia się ledwie po 8 sekundach. Pojazd da się rozpędzić do 210 km/h. Naprawdę, trudno się do czegoś przyczepić.
Także ekonomicznie, nie jest źle. Według danych producneta, pojazd pobiera z 37 litrowego zbiornika 6,8 na każde 100 kilometrów przejechanych w mieście, 4,8 w trasie i 5,6 średnio. W naszym teście, w realnycm świecie i normalnym ruchu było odpowiednio: 7,4 w mieście, 5,5 w trasie i 6,0 średnio z całego testu. Nie jest źle. Choć z powodu małego zbiornika musimy częściej niż w przypadku aut konkurencji odwiedzać stacje paliw. A to daje wrażenie, że auto pali dużo. A wystarczyłoby dołożyć 5 litrów do zbiornika…
Trudno też przyczepic się do działania skrzyni biegów. Manual o 6 przełożeniach idelanie współpracuje z jednostką napędową. Krótki lewarek idelanie pasuje do ręki. Biegi wskakują bardzo szybko i precyzyjnie. Możemy więc skonstatować, że skrzynia doskonale wspiera pracę jednostki napędowej i perfekcyjnie przenosi moc na przednie koła.
Wyposażenie Suzuki Swift Sport, pomimo bardziej niż rozsądnej ceny, jest nad wyraz bogate. W standardzie dostaniemy m.in.: klimatyzację, system multimedialny, niezłą kamerę cofania, nawigację 3D, tempomat adaptacyjny, podgrzewane fotele, automatyczne światła, reflektory w technolgii LED i rozbudowany system bezpieczeństwa.
Co takiego podoba mi się w Swifcie Sport? A może, co nie zawsze podoba mi się w typowym hothatchu? Basowy odgłos silnika ekscytuje! Tylko, po 100 kilometrach zaczyna nagle męczyć. Twarde zawieszenie sprawdza się na torach, ale czy w codziennych dojazdach do pracy? Rwący do przodu motor jest fajny, tylko czy także wtedy gdy manewrujemy na parkingu? Swift to kompromis. Ale, kompromis udany. Bo to całkiem praktyczne i poręczne miejskie auto. Nie jest fabryką adrenaliny. A zawieszenie zapewnia zupełnie niesportowy komfort jazdy. Mało sportowy jest też gang silnika. Mimo wszystko japońskie autko potrafi wystrzelić spod świateł. Dzięki ostremu malowaniu i sportowym dodatkom wygląda na przynajmniej 100 koni więcej…
Zalety
– ciekawa stylizacja
– ładne wnętrze
– zawieszenie
Wady auta:
– mały zbiornik paliwa
– mało sportowy gang silnika
Podstawowe parametry techniczne:
Wymiary (d/s/w/ro): 3890/1735/1494/2450
Silnik: benzynowy z turbiną
Pojemność: 1373 cm3
Moc maksymalna: 140 KM przy 5500 obr./min
Maksymalny moment obrotowy: 230 Nm. w zakresie 2500 – 3500 obr./min
Napęd: przedni
Skrzynia: manualna
Osiągi (0-100 km/h): 8,0 s
Prędkość maksymalna: 210 km/h
Zużycie paliwa (miasto/trasa/średnio): 6,8/4,8/5,6
Zużycie paliwa w teście: 7,4/5,5/6,0
Pojemność bagażnika: 265/947 l
Pojemność zbiornika paliwa: 37 l
Cena: od 81 tys. złotych