Skip to content Skip to footer

Rajd Dakar – ból i nadludzki wysiłek – czy warto?

Robert Szustkowski wraz z Jarosławem Kazberukiem i czeskim mechanikiem Filipem Škrobankiem niewątpliwie osiągnęli bardzo dobry rezultat podczas 42 edycji Rajdu Dakar. Ich R-Six Team zajął wysokie, 18 miejsce, najwyższe w historii polskich zespołów startujących w kategorii ciężarówek. Podczas 12 dni zmagań nasi reprezentanci pokazali równą, dobrą formę, a mądra i konsekwentna jazda, jak sami przyznawali na finiszu, doprowadziła ich do mety. I chociaż na sportowy wynik nie można narzekać, to jednak mało kto zdawał sobie sprawę, jak ogromnym wysiłkiem został on osiągnięty.

Wysiłek ten poza aspektami czysto sportowymi, dotyczył przede wszystkim walki z bólem, który potęgowany był jeszcze dodatkowo ekstremalnymi warunkami rajdu. Dzień w dzień lider R-Six Team zaciskając zęby musiał wytrzymać ból kręgosłupa, przeszywający całe ciało, od pasa w górę. Trudno jest sobie nawet wyobrazić, jak czuł się Robert Szustkowski w rozpędzonej i wpadającej, raz za razem, w ogromne góry piachu ciężarówce.

Nie jest tajemnicą, że założyciel R-Six Team zmagał się z poważnymi dolegliwościami jeszcze przed samym rajdem, a zagrożeniem dla występu w Arabii Saudyjskiej był powolny proces rehabilitacji lewego barku, po operacji przeszczepu bicepsa w sierpnia ubiegłego roku. Finalnie udało się wystartować, co istotne, w bardzo dobrym stylu. Niestety eksploatacja organizmu w dakarowych warunkach spowodowała negatywne skutki. – Przez cały rajd dokuczały mi ostre bóle kręgosłupa. Doprowadziło to do poważnych konsekwencji. Myślę, że nie obejdzie się bez operacji i kolejnej rehabilitacji – opowiada reprezentant Polski.

 Na Dakarze nie ma miejsca, ani czasu na użalanie się nad sobą. Zmuszony byłem brać silne leki przeciwbólowe. Tak silne, że bardzo źle znosił to mój żołądek. Nie mogłem nic jeść, ani pić, a odwodniony i osłabiony organizm na pustyni, to najgorsze, co może się przydarzyć podczas rajdu – dodaje Szustkowski. Po udanym, ale bardzo trudnym, powrocie R-Six Team na trasy Dakaru, wśród fanów pojawiło się wiele pytań. Na jedno z nich Robert Szustkowski odpowiedział tuż po zakończeniu saudyjskiego supermaratonu. Zapytany, czy wystartuje w przyszłorocznym edycji rajdu, odparł krótko – Nie. To był mój ostatni Dakar (jako rajdowiec). Teraz będę żeglował i walczył w regatach.

Czy mimo bólu i ogromnego wysiłku organizmu, warto było wystartować w legendarnym Dakarze? – Warto! – bez zastanowienia odpowiada Robert Szustkowski – To jest ta duma, że się udało, że przekroczyło się granice. Gdzie są te granice? Przesunęły się o poziom albo dwa i umysł, pomimo potwornego bólu kręgosłupa, okazał się silniejsza niż ciało. I to też jest motywacja, żeby wrócić w innej roli… Może znowu dopingować synów, którzy idą w moje ślady i dzielą pasję sportową. Może uda im się pojechać polskim terenowym autem elektrycznym, którego konstrukcję już testujemy? – zastanawia się polski rajdowiec, który trzykrotnie ukończył Dakar (w 2010, 2012 i 2020), ale był też obecny w 2013 i 2015 roku, kiedy to wspierał ekipę, w której jechał jego syn Robin u boku Jarosława Kazberuka i Filipa Škrobanka.

Dakar, mimo rangi najtrudniejszego supermaratonu świata, jest niewątpliwie magnesem przyciągającym rajdowców z całego globu, dla których jest to najważniejsza impreza w kalendarzu. Ekstremalne wyzwanie, niepowtarzalny klimat, ale też, mimo konkurencji, niemalże rodzinne więzi między uczestnikami, sprawiają, że tak wielu z nich nie wyobraża sobie, by nie wrócić na Dakar. I to nie tylko w charakterze zawodnika. Wie o tym także Robert Szustkowski, który już teraz rozmyśla o kolejnej edycji rajdu. – Jak wspominałem, po ukończeniu tegorocznych zmagań, jest motywacja, by zaistnieć w nowej roli. Może jako komentator? Relacjonować codziennie występy naszych reprezentantów, spojrzeć na Dakar z innej perspektywy. Albo po prostu pobyć gdzieś blisko i jeszcze raz poczuć tę wyjątkową atmosferę – dodaje na koniec Szustkowski.

Show CommentsClose Comments

Leave a comment

0.0/5