AutoMoto 10 listopada 2024
GLE, czyli prawie największy SUV Mercedesa jest z nami od prawie 10 lat. W 2015 zastąpił model ML. Koncernowi ze Stuttgartu nie chodziło jednak o odcięcie się od poprzednika. Nowa nazwa to efekt ujednolicania polityki nazewnictwa. Wypada tu dodać, że GLE SUV nie był pierwszym GLE. Poprzedzał go GLE Coupe, którym koncern chciał zawalczyć z BMW X6. Coupe mercedesa debiutowało w 2014 roku. Dość szybko, bo w 2018 na rynku pojawiła się II generacja GLE. Ta, jest z nami do dziś. No, oczywiście po kilku zmianach i jednym liftingu w 2023 roku.
Co zmienił lifting? Wbrew pozorom sporo. Szczególnie z przodu auta. Grill i „sekcja świetlna” zostały przebudowane w kierunku nowej linii aut ze Stuttgartu. Wyszło całkiem fajnie, choć po reszcie konstrukcji widać, że ma już swoje lata. Design GLE nieco się już opatrzył, dlatego, wszelkie zmiany powierzchowności były bardzo potrzebne. Tak, jak w kokpicie. Zasadnicza, to nowy kształt panelu zegarów i sterowania infotainmentem. Choć nadal nie jest to jeden wyświetlacz podzielony na sekcje tylko dwa ekrany mniej lub bardziej udatnie udające jeden, i tak jest duuuuuużo lepiej niż było. Sam infotainment też się zmienił. Działa lepiej i płynniej. Jednakowoż czuć, że jest po aktualizacji a nie nowy…
W otoczeniu kierowcy przybyło plastików piano black co akurat nie jest fajne, bo te są śliczne tylko kiedy są nowe. Zresztą, plastikoza dotknęła nie tylko Mercedesa. Wszystkie marki premium uciekają od prawdziwego drewna i aluminium, bo te poodnoszą i tak horrendalne już ceny aut. Za to do reszty w kokpicie GLE przyczepić się nie da. Scenografia i topografia na medal. Miękkie skóry, wykładziny i kapitalne nagłośnienie: tu jest jakby luksusowo!
Z rzeczy irytujących: Mercedes montuje system obniżania i podnoszenia auta. I to jest super. Tylko, po co do tego dokładać irytujący próg-schodek? Każda próba wyjścia z auta kończy się wysmarowaniem spodni, bo schodek jest tak zamontowany, że możemy stanąć na niego tylko obcasem. A to w moim przypadku skończyło się pięknym ślizgiem pod auto. Dobrze, że z przeciwka nic nie jechało, bo mógłbym mieć problemy. Lepiej i chyba bezpieczniej podnieść nogę nieco wyżej. A przy wysiadaniu jednak brudzić te spodnie…
Samo wnętrze mieści w luksusie 4 osoby. I jest to luksus w stylu Mercedesa. Takiego nie uświadczymy ani w Audi ani w BMW. Autem jedzie się niczym na latającym dywanie. Ponad 2600 kg auto wprost płynie. Bez względu na rodzaj nawierzchni. Przewygodne fotele i jeszcze chyba bardziej komfortowa tylna kanapa otulają podróżnych. A skóry, którymi je tapicerowano są bajecznie miękkie i bardzo przyjemne w dotyku. Jeśli ktoś powie, że w GLE było mu niewygodnie znaczy, że jechał jakąś podróbką made in… wiadomo kto!
Napęd GLE to hybryda diesla z napędem elektrycznym. Do tego Plug-In. W szczegółach: napęd główny do dwulitrowy diesle o pojemności 2 litrów, mocy 197 KM 440 Nm. momentu obrotowego. Układ Plug-In opiera się na 136 konnym silniku elektrycznym o mocy 136 KM i momencie 440 Nm. Układ zasila 31 kWh akumulator a napęd na obie osie przenosi 9-biegowy automat. W sumie układ generuje 333 KM i ponad 700 Nm. Efekt, to 210 km/h i 6,9 od 0 do 100 km. Jak na ważącego ponad 2600 kg mastodonta wynik rewelacyjny.
Jak na gabaryty i masek, bagażnik jakoś specjalnie objętością nie szokuje. Ba, w mojej opinii jest raczej z tych mniejszych – ledwie 490 litrów do linii okien (900 po położeniu oparcia fotela) nie powala. Tu konkurencja bije Mercedesa na głowę: Audi Q7 to 860 litrów, elektryczny Q6 ponad 520 a BMW X5 ponad 650. Tak wiem sporo miejsca zabrała bateria, ale dlaczego aż tyle?
Za to osiągi auta rewelacja. Jeśli mamy w domu instalację fotowoltaiczną, nawet 65-70 kilometrów zrobimy za darmo. Tyle zapewni (przy dodatniej temperaturze) układ elektryczny hybrydy. 33 kWh bateria (brutto) pozwoli w trybie najmocniejszej rekuperacji i w ruchu miejskim do 70 km. W każdym razie mnie się tyle udało zrobić. Ba, w trasie na drodze ekspresowej nie przekraczając 110 km/h dojechałem z Warszawy do Garwolina! Dopiero po przejechaniu 66 km włączył się diesel. Fakt, jak wspominałem nie przekroczyłem 110 km/h, ale klimatyzacja pracowała pełna mocą, albowiem na zewnątrz było + 35 Celsjusza. Rewelacja. Kiedy układ elektryczny nie pracuje, dwulitrowy diesel też da radę. Na ekspresówce przy 120 km/h spalanie to około 8,0, na autostradzie 8,8 a na drodze krajowej 0d 5 do 5,6 litra. W sumie rewelacja!
Jak już wspominałem wyżej nieco, auto nie jedzie a płynie/leci. Zawieszenie z cyklu komfortodopieszczaczoszybotron (kto nie rozumie – miejsce relaksu króla Juliana) jest aż… nudne. Dopiero bardzo duże wyrwy w warstwie ścieralnej mogą wytrącić auto z równowagi. Ale też nie za bardzo, albowiem zacna waga i tak dociska pojazd do drogi. Skonstatuję to tak: prędzej koło się urwie niż pasażer coś poczuje. Układ kierowniczy chyba jakiś jest. No, bo auto skręca. Ale niewiele z tego czujemy. Poziom wspomagania jest monstrualny. Mimo to ani przez chwilę nie miałem poczucia braku kontroli nad autem. I to kolejna zaleta tego kolosa ze Stuttgartu.
Patrząc na GLE350 DE trudno oprzeć się wrażeniu, że… lata lecą. Optycznie pojazd mógł już się nieco opatrzeć. Ale mechanicznie, szczególnie po elektryfikacji nadal jest atrakcyjny. Jedno wszak przeraża: cena. Testowane przez nas auto kosztowało ponad 500 tys. złotych. Ja wiem, że to Mercedes, ale…
Zalety
Naprawdę duży zasięg na „elektryce”
Komfort resorowania
Chce jechać…
Dalej wygląda nieźle…
Wady
… choć konstrukcja ma już swoje lata…
Kierowca czuje masę auta
Po co ten próg-schodek?
CENA!
Podstawowe parametry techniczne:
Długość: 4924 mm
Szerokość: 2010 mm
Wysokość: 1797 mm
Rozstaw osi: 2995 mm
Pojemność bagażnika: 490/1915
Parametry silnika i przeniesienie napędu:
Silnik: 1993 turbo wsparty układem hybrydowym
Skrzynia biegów: automatyczna
Maksymalna moc układu: 333 KM
Maksymalny moment obrotowy: 750 Nm.
Osiągi:
Prędkość maksymalna: 210 km/h
przyspieszanie 0-100 km/h: 6,9 s
zbiornik: 65 l
Akumulator trakcyjny: 31 kWh