Podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2025 roku wiceprezydent USA JD Vance wygłosił przemówienie, które wstrząsnęło europejskimi elitami politycznymi. Jego narracja była typowa dla człowieka pochodzącego z amerykańskiego „pasa rdzy” – prosta, dosadna, ale jednocześnie skuteczna. Nie przebierając w słowach, Vance otwarcie wskazał na słabości Unii Europejskiej, oskarżając ją o biurokratyczne skostnienie, zajmowanie się sprawami drugorzędnymi oraz tłumienie wolności słowa.
Z Monachium Leszek Cieloch
Przekaz ten wywołał kontrowersje – jedni uznali go za przesadzony atak na europejskich sojuszników, inni za brutalną, ale potrzebną diagnozę, obnażającą problemy, które UE zamiata pod dywan.
„Największe zagrożenie dla Europy? Europa sama”
JD Vance otworzył swoje przemówienie słowami, które natychmiast stały się punktem zapalnym w debacie: „Zagrożenie, które najbardziej mnie niepokoi w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor. To, co mnie najbardziej martwi, to zagrożenie od wewnątrz – odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej fundamentalnych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi.”
Wiceprezydent oskarżył europejskie rządy o ograniczanie demokracji i wolności słowa, wskazując na konkretne przypadki:
- Politykę migracyjną UE, która – jego zdaniem – „świadomie doprowadza do destabilizacji społecznej”.
- Cenzurę, wskazując na przypadki skazywania ludzi za modlitwę w miejscach publicznych czy karanie za „mowę nienawiści” w mediach społecznościowych.
- Przerost biurokracji, która „rozpada się pod własnym ciężarem” i nie pozwala Unii skutecznie reagować na realne zagrożenia.
Dalej Vance stwierdził, że europejscy liderzy wprowadzili ograniczenia wolności słowa, używając takich terminów jak „dezinformacja”, które – według niego – przypominają retorykę z czasów Związku Radzieckiego. (Reuters)
Przemówienie, które wywołało burzę
Nie trzeba było długo czekać na reakcję europejskich polityków. Wystąpienie Vance’a zostało przyjęte przez wielu jako bezprecedensowy atak na Europę. Kaja Kallas, przewodnicząca unijnej dyplomacji, nie kryła oburzenia: „To przemówienie to nic innego jak otwarte wywoływanie konfliktu między Europą a Stanami Zjednoczonymi.” Boris Pistorius, niemiecki minister obrony, określił słowa Vance’a jako „nie do zaakceptowania”, zwłaszcza jego porównania Unii do reżimów autorytarnych. Były premier Szwecji Carl Bildt nazwał przemówienie „znacznie gorszym niż oczekiwano” i oskarżył Vance’a o „rażącą ingerencję” w niemiecką kampanię wyborczą poprzez spotkanie z liderką skrajnie prawicowej AfD, Alice Weidel. Czy jednak reakcje europejskich liderów oznaczają, że Vance się mylił? (dalsza część artykułu pod video)
Czy Vance miał rację?
Choć jego przemówienie było ostre, nie można odmówić mu pewnych racji. John Fund w „New York Post” zauważył: „Kiedy skazanie kogoś za wyrażanie opinii jest akceptowalne, to nie możemy mówić o Europie jako o bastionie demokracji. Vance powiedział głośno to, co myśli wielu ludzi.” Podobnego zdania był Viktor Orbán, który na platformie X napisał: „JD Vance powiedział prawdę. Europa nie obroni swoich wartości, jeśli będzie zajmować się tylko biurokracją i poprawnością polityczną.”
Głos z Polski: Sławomir Mentzen broni Vance’a
W Polsce słowa Vance’a spotkały się z entuzjazmem w środowiskach konserwatywnych. Sławomir Mentzen, lider Konfederacji i kandydat na prezydenta RP w 2025 roku, skomentował w swoich mediach społecznościowych: „Przemówienie JD Vance’a było szokujące, bo wreszcie ktoś europejskim elitom powiedział prawdę. Co ciekawe, prawdę, którą środowisko Konfederacji mówi od lat. Jego przemówienie równie dobrze mógłby wygłosić polityk Konfederacji. Vance używał naszych argumentów. Nie znaczy to oczywiście, że choćby wie o naszym istnieniu. Po prostu zdrowy rozsądek musi prowadzić do takich wniosków. Europejczycy kompletnie zgłupieli z dobrobytu. Nie przejmowali się prawdziwymi problemami, żyjąc dawno wypracowanym bogactwem chronionym przez amerykańską armię. I nagle ktoś im powiedział, że skończył się dzień dziecka i trzeba dorosnąć. Obawiam się, że obecne elity nie będą w stanie stawić im czoła.”
Przemówienie wiceprezydenta USA JD Vance’a na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 2025 roku nie było jedynie ostrą krytyką Unii Europejskiej – było także sygnałem, że polityka międzynarodowa wchodzi w nową, brutalniejszą fazę. Przekaz był prosty: Europa musi się obudzić, porzucić swoje utopijne iluzje i zacząć działać w świecie, w którym nie ma już miejsca na politykę ciepłej wody w kranie i wielomiesięczne debaty nad tym, czy plastikowe nakrętki powinny być przytwierdzone do butelek.
UE kontra rzeczywistość: koniec strefy komfortu
Europejskie elity przez lata funkcjonowały w bańce dobrobytu i poczucia bezpieczeństwa, które było możliwe dzięki amerykańskiej osłonie wojskowej i gospodarczemu statusowi Unii. Jednak rzeczywistość brutalnie wkroczyła w tę strefę komfortu. Wojna na Ukrainie, presja migracyjna, recesja gospodarcza i rosnąca niepewność geopolityczna pokazują, że Unia Europejska musi zacząć myśleć bardziej pragmatycznie, a mniej ideologicznie.
JD Vance w swoim przemówieniu po prostu nazwał rzeczy po imieniu: Europa przestała dostrzegać realne zagrożenia, bo była zbyt zajęta swoją własną biurokracją i tematami zastępczymi. Stany Zjednoczone, choć nadal są kluczowym sojusznikiem Europy, nie będą już traktować Unii jak dziecka, które należy chronić przed konsekwencjami własnych decyzji.
Administracja Trumpa: zero półśrodków, jasne cele
Wystąpienie JD Vance’a było też zapowiedzią nowego podejścia administracji Trumpa do polityki międzynarodowej. Jego słowa jasno sugerowały, że Biały Dom nie zamierza stosować półśrodków i będzie dążyć do silniejszej pozycji USA na arenie globalnej.
Amerykanie mają jasne priorytety:
Bezpieczeństwo narodowe ponad wszystko – zarówno w zakresie polityki migracyjnej, jak i polityki wojskowej.
Silne NATO, ale na nowych warunkach – Europa musi więcej inwestować w swoją obronność.
Brak pobłażania dla biurokratycznego marazmu UE – Amerykanie oczekują konkretów, a nie debat trwających latami.
USA nie zamierza dłużej pozwalać Europie na życie w iluzji, że „ktoś inny” zawsze się nią zaopiekuje.
Siła UE została zachwiana
Przemówienie JD Vance’a ujawniło coś, o czym wielu europejskich liderów nie chce mówić głośno: pozycja Unii Europejskiej jako globalnego gracza została mocno osłabiona.
Jeszcze dekadę temu UE prezentowała się jako model stabilności i wzór demokracji, ale dziś jej obraz jest zupełnie inny. Gospodarcza stagnacja – waluta unijna, euro nie jest już symbolem siły, a problemów wewnętrznych. Rozdarcie polityczne – coraz większa i widoczna polaryzacja ekonomiczna, gospodarcza a przede wszystkim mentalna między państwami „starej” a „nowej” Europy.
Brak realnej strategii bezpieczeństwa – wojna na Ukrainie obnażyła niezdolność Unii do samodzielnego działania.
JD Vance pokazał, że Unia musi przestać unikać trudnych decyzji i przestać uzależniać swoje działania od długich debat na temat ekologii, praworządności czy integracji migrantów. Europa jest w kryzysie i jeśli go nie rozwiąże, przestanie być poważnym graczem na arenie międzynarodowej.
USA kontra UE? Nie, ale czas na nową definicję
Choć niektórzy europejscy politycy twierdzą, że USA próbują osłabić Unię i dążą do otwartego konfliktu, nie ma na to dowodów. W rzeczywistości przekaz JD Vance’a można odczytać inaczej:
Ameryka nie chce otwartego starcia z Unią, ale chce, aby Europa wzięła odpowiedzialność za swoje decyzje i stała się prawdziwym partnerem, a nie biernym obserwatorem światowych wydarzeń.
Relacja USA-UE wkracza w nową fazę. Nie jest to koniec sojuszu, ale koniec „opiekuńczego” traktowania Europy. Stany Zjednoczone nie zamierzają dłużej płacić rachunków za błędy Brukseli.
JD Vance w swoim przemówieniu dał do zrozumienia, że Ameryka nie będzie już dłużej służyła jako globalny stróż porządku, który interweniuje, gdy inne kraje sobie nie radzą. Europa musi przejąć część obowiązków, bo świat wszedł w nową erę, w której słabość nie jest opcją.
Europa musi przestać się obrażać i zacząć działać
JD Vance w Monachium powiedział coś, co wielu polityków europejskich wolałoby przemilczeć.
Nie owijając w bawełnę, wskazał na realne problemy, których nie da się ignorować.
Unia Europejska musi:
- Zacząć traktować bezpieczeństwo jako priorytet – wojna jest już u jej granic.
- Zwiększyć wydatki na obronność – NATO nie może dłużej polegać tylko na USA.
- Zająć się realnymi problemami, a nie ideologią i biurokracją – przyszłość Europy zależy od zdolności podejmowania decyzji.
- Zrozumieć, że nikt nie będzie jej prowadził za rękę – Ameryka nie będzie już jej niańczyć.
Nie chodzi o to, by Europa podporządkowała się Stanom Zjednoczonym. Chodzi o to, by stała się poważnym graczem na arenie międzynarodowej – podmiotem, a nie przedmiotem światowej polityki.