Europa 11 maja 2025
Hyundai Santa Fe nigdy nie był tak popularny jak Tucson. Wbrew pozorom, nie chodziło tu o cenę. Fakt, Santa Fe zawsze był większy, a więc droższy od Tucsona, ale nie uwodził stylistyką. Dopiero IV generacja budziła choć trochę emocji. I wtedy wjechał on. Cały na biało… Sang Yup Lee. Z projektem V generacji Hyundaia Santa Fe. A ów Sang Yup Lee to nie byle kto. Ten pan ma w swoim CV pracę jako główny projektant w Bentleyu a w GM odpowiadał za design jednej z ostatnich generacji Chevroleta Camaro.
O stylistyce V generacji Hyundaia Santa Fe można powiedzieć wszystko, poza tym, że nie jest awangardowa. Charyzmatyczny, nieco kanciasty pojazd to jeżdżąca awangarda. Ale, co warte podkreślenia w czasach, kiedy walory praktyczne często nie odgrywają żadnej roli, bo jak wiadomo liczy się wygląd, tu nie zapomniano o niczym. Są więc emocje i funkcjonalność.
Nie będę rozpisywał się o wyglądzie. W sumie, designerska cegła na kołach w mojej opinii jest jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym projektem ostatnich lat. Ale nie każdemu musi się podobać. Pod względem charyzmy, to obok kilku „cegieł” ze stajni Land Rovera/Range Rovera crème de la crème nowoczesnego designu. Dodam, nie tylko stylistyka samego auta jest ciekawa. Ponieważ Koreańczycy postawili na emocje, ale i funkcjonalność, wnętrze jest odbiciem tego, co na zewnątrz.
Co to oznacza? Taki motoryzacyjny bauhaus. Próżno we wnętrzu szukać krągłości. Tu wszystko przecina się albo łączy pod kątem prostym. Wielkie słowa uznania za… umiar. Teraz nawet stosunkowo niewielkie auta mają olbrzymie, nijak nie pasujące do reszty wnętrza wyświetlacze. Hyundai postawił na ekran długi i wąski. Ten, doskonale „leży” na desce. Jej ogólny wygląd bardzo przypomina mi deskę z IONIQa 5N. No, może poza kierownicą, która baaaaardzo kojarzy się z tą z Range`ów. Ale kokpit to zupełnie inna historia. Jest ogromny. I daje to, za co kochamy duże SUV-y: światło i przestrzeń. Jest jej tyle, że po położeniu oparcia kanapy i bez potrzeby przesuwania przednich foteli bez problemu wkładamy do auta dwuosobowy materac. Warto dodać, że wnętrze, jakby w opozycji do awangardowego wyglądu wykończono staromodnie, czyli elegancka skórą i szczotkowanym aluminium. Z tym, że to wszystko prezentuje się wręcz minimalistycznie. Krótko: prestiż, ale nie blichtr. Elegancja, ale z umiarem.
Komfort to drugie imię Santa Fe. Fotele to mistrzostwo świata. Są ogromne i do bólu wygodne. Także tylna kanapa. Ba, nawet miejsce środkowe na owej kanapie jest w zasadzie w pełni użytkowe. Miejsca na nogi mogłoby zabraknąć tylko wtedy, gdyby kierowca mierzył tak ze 2,5 metra. Na głowy i ramiona też go nie zabraknie. A w bagażniku czeka ponad 800 litrów przestrzeni bagażowej. Oczywiście, pod warunkiem, że nie skorzystamy z dwóch opcjonalnych foteli. Santa Fe jest a w zasadzie może być autem 7 osobowym. W sumie, wnętrze pojazdu w mojej opinii jest modelowe, aczkolwiek jeden z oglądaczy podsumował: no, skromnie jest, ale z drugiej strony trochę tak, jak armatura w łazience Liberace. Może to i prawda, ale…, mnie się taki styl podoba!
Pod maską w opcji hybryda miękka lub Plug-In. Obie spięte z motorem 1,6 T-GDi. My do testu otrzymaliśmy auto mocniejsze, bo 261 konne z napędem AWD wsparte hybrydą Plug-In. I… to nie jest wymarzona konfiguracja. Powiem tak: kompletnie nie rozumiem fenomenu hybrydy Plug-In szczególnie w tak dużym aucie. Akumulator trakcyjne w Santa Fe to 13,8 kW. Netto około 10 kW. Przy poborze energii na poziomie 22-24 kWh/100 km energii wystarczy na około 30 no, może 40 km. Dalej ciągnie już tylko silnik spalinowy. A ten bez elektrycznego wsparcia zassać swoje musi. Ergo, dopóki był prąd w baterii auto konsumowało 7,5 litra. Kiedy się skończył nijak nie zeszło poniżej 10. Wiem to duży i ciężki samochód i swoje pociągnąć ze zbiornika musi, ale jestem pewien ze z hybrydą MHEV konsumowałby mniej. Poza tym, hybryda ładowana z gniazdka ma sensy tylko wtedy, gdy mamy tani prąd. W żadnym innym wypadku.
Nie mam natomiast zastrzeżeń do temperamentu Santa Fe. Prędkość maksymalna to prawie 190 km/h a przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi około 8,8 sekundy. W trakcie jazdy zaskoczył mnie nie tylko ów temperament, ale też komfort akustyczny. To jeden z najlepiej wyciszonych SUV-ów jakimi przez ostatnie lata jeździłem. W kokpicie w zasadzie nie słychać pracy zawieszenia. Ba, nawet szumu opływającego auto wiatru. A ten, biorąc pod uwagę aerodynamikę cegły pewnie nie brzmi jak zefirek…
O zawieszeniu też złego słowa. Wprawdzie nie wiem, jak głośno pracuje, albowiem we wnętrzu tego nie słychać za to tłumienie wszelkich nierówności omalże perfekcyjne. Nieco zastrzeżeń mam do układu kierowniczego. Koreańczycy w dopieszczaniu klienta nieco przesadzili i dali zbyt dużą (w mojej opinii oczywiście) silę wspomagania. Da się wszak z tym żyć.
Za Santa Fe trudno się nie obejrzeć. Auto jest imponujące. Cena jednakowoż sprawi, że nie będzie w odróżnieniu od Tucsona częstym widokiem na naszych ulicach. Testowe auto wyceniono na ponad 280 tysięcy (cena salonowa bez rabatów). Czy Hyundai Santa Fe jest wart takich pieniędzy? O tak!
Zalety
Wyjątkowy komfort
Rewelacyjny system info-rozrywki i to niemalże pod każdym względem
Bardzo przemyślane i pakowne wnętrze,
Wyjątkowa stylizacja
Wady
Mały zasięg Plug-In
Auto sporo pali…
Wyjątkowa stylizacja
Podstawowe parametry techniczne
Długość: 4830 mm
Szerokość: 1900 mm
Wysokość: 1720 mm
Rozstaw osi: 2815 mm
Pojemność bagażnika: 810 l
Parametry silnika i przeniesienie napędu
Silnik: benzynowy 1598 cc turbo z hybrydą Plug-In
Skrzynia biegów: automatyczna
Maksymalna moc: 261 KM
Maksymalny moment obrotowy: 350 Nm.
Prędkość maksymalna: 187 km/h
Przyspieszanie 0-100 km/h: 8,8
Dwa łyki ekonomiki
Średnie spalanie w teście: 9,1 l
Zbiornik paliwa: 47 litrów
Akumulator trakcyjny: 13,8 kW