Skip to content Skip to footer

Hyundai i20 1,0 TGDi 100 KM 7 DCT: Twarda sztuka…

Hyundai i20 pojawił się na światowych rynkach w 2008 roku. Zaprojektowany przez Tomasa Burkle w Russelsheim, w europejskim centrum stylistycznym zastąpił średnio popularnego Getza. I w odróżnieniu od poprzednika, świetnie przyjął się na rynku. Właśnie testowaliśmy III generację i20, która w porównaniu do poprzednika urosła, zmężniała i wyładniała. Ma też bogatsze wnętrze…,



Do wyglądu auta trudno się przyczepić. Przód wyszedł stylistom Hyundaia nadzwyczajnie. Duża atrapa, ładnie wkomponowane główne światła i lampy przeciwmgłowe, ostre przetłoczenia, które z przodu przechodzą na boki. Profil też bez zarzutu. Niewątpliwi ciekawym detalem jest klapka wlewu paliwa wpisana w zachodząca na bok tylną lampę. Do tego, linia auta nie jest zbyt ostra. Za słupkiem C lekko staje się obła i delikatnie schodzi ku zderzakowi. Jedyne, do czego można mieć zastrzeżenia to tył auta. Tu, w odróżnieniu od całej reszty jest tak sobie. Wygląd zdominowała bateria lamp, które jak już wspominałem zaczynają się na bokach samochodu i łączą linią diod. I ten detal akurat jest OK. Za to zupełnie z innej bajki jest spory kawał szarego plastiku pod zderzakiem. Ten niby dyfuzor jest szary, nieładny i niespecjalnie potrzebny. Mam nadzieję, że lifting III generacji zacznie się właśnie od tej części samochodu…



Wnętrze prezentuje się nowocześnie. Ciekawy panel środkowy, niebrzydka deska rozdzielcza. Do tego wygodne sterowanie infotainmentem. Wprawdzie inżynierowie Hyundaia cześć funkcji sterowania przenieśli na poziom wyświetlacza, ale nie wszystko. Klimatyzację czy strefę audio regulujemy fizycznymi przyciskami i pokrętłami. I jest to dobra informacja dla bardziej konwencjonalnych. System inforozrywki działa nieźle. Jest stabilny i naprawdę dobrze współpracuje ze smartfonami. Zarówno tymi działającymi na Androidzie jak i z tymi na iOS-ie. Przez cały test system nie zawiesił się ani razu. I to jest kolejna dobra wiadomość.



Wykończenie wnętrza, jeśli nie piękne to porządne. Plastiki, choć twarde – prezentują się co najmniej nieźle. Jedyne co razi, to brak jakiegokolwiek rozświetlającego wnętrze detalu. Gdyby ktoś z działu projektowego pobawił się kolorami. Ale nie.  Kokpit jest wesoły niczym… ponury zakątek Kłapouchego. Czyżby w Hyundaiu pracowali wyłącznie nudni ponuracy?



Trudno za to przyczepić się do przestronności pojazdu. Miejsca w kokpicie, jak na segment B jest aż nadto. Oczywiście, najwygodniej ma kierowca i pasażer przedniego fotela. Ale i z tyłu nie zabraknie miejsca na nogi i głowę. W mojej opinii to najbardziej pakowny samochód w swoim segmencie. Nie tylko kokpit zapewnia dużo przestrzeni. Szczególnie, że inżynierowie projektując auto zdecydowali się na powiększenie bagażnika. Teraz, to 352 litry lub 1165 po położeniu oparcia. Warto dodać, że kufer ma podwójne dno. Bez problemów zsuwamy półkę dzielącą bagażnik i do wtedy do kufra zapakujemy „na sztorc” cztery spore walizki.



Pod maską, jak to u Hyundaia o gamie silników nie ma o wspominać. Po pierwsze, nie ma diesla. Po wtóre, benzynowe są tylko dwa. Wolnossący o pojemności 1,2 litra i mocy 84 KM z fabryczną instalacją LPG i drugi, 1,0 TGDi o mocy 100 KM w tym ze wsparciem mikrohybrydowym. My do testu otrzymaliśmy „zwykłe” 100 KM bez hybrydy. Jednostka osiągała pełną moc przy 4500 obrotach a 172 Nm. momentu w zakresie od 1500 do 4000 obrotów. Napęd na przednie koła przenosiła bardzo precyzyjna, 7-stopniowa skrzynia automatyczna DCT. Efekt współpracy jednostka – skrzynia biegów to 11,4 do 100 km/h ze startu zatrzymanego i 185 km/h maksymalnie. Ekonomicznie, nie jest źle. Według danych producenta auto w tej konfiguracji ma pobierać średnio z 40 litrowego zbiornika około 5,8 litra benzyny. W naszym teście spalanie średnie wyniosło 6,0 w cyklu miejskim 6,6 a w trasie około 5,5 litra.



Do sterowania autem nie mam uwag. Układ kierowniczy działa lekko, precyzyjnie a w miejskiej manewrówce bardzo pomaga kierowcy. Także przy większych prędkościach nie przejawia tendencji do gubienia toru jazdy. Innymi słowy –jest dobrze i już. Z kolei do zawieszenia mam jedno, za to spore zastrzeżenie. Wprawdzie przy większych prędkościach i w ostrych, ciasno pokonywanych zakrętach dobrze trzyma auto. Ale, I20 w wersji 1,0 TGDi nie jest autem sportowym. Dlatego powiem wprost – jest twardo. Nie sprężyście, po prostu twardo. Przejazd przez poprzeczne garby po prostu irytuje. Naprawdę, nie rozumiem, dlaczego Hyundai zdecydował aż tak usztywnić układ zawieszenia. Wszak 1,0 TGDi to nie 205 konna „eNka”. W aucie o mocy 100 KM taka „decha” zaskakuje. I nie jest to zaskoczenie z gatunku tych miłych.



Z drugiej strony auto proponuje całkiem niezły komfort akustyczny. Do 100 km/h w kokpicie jest zaskakująco cicho. Dopiero powyżej 120 km/h szum opływającego wiatru staje się głośny. Ale, nie jest to jakoś specjalnie irytujące. Zaryzykuje twierdzenie, że taka głośność jest akceptowalna.

Jak spointować Hyundaia i20? To ciekawie zaprojektowany, łatwy i przyjemny w codziennej eksploatacji pojazd. Bez wątpienia i20 to jedno z najciekawszych i prawdopodobnie najlepszych aut tego segmentu. Jasne, że nie jest bez wad. Ale nie oszukujmy się nie ma samochodu do którego nie można się przyczepić.

Zalety:

– wygląd

– multimedia

– pojemność wnętrza

Wady:

– twarde zawieszenie

– ponure wnętrze

Podstawowe dane techniczne:

Wymiary (D/S/W): 4040/1775/1450

Rozstaw osi: 2580

Silnik: 998 cm3

Skrzynia biegów: automatyczna

Moc: 100 KM/4500 obr.

Maksymalny moment obrotowy: 172 Nm. od 1500 do 4000 obrotów

Prędkość maksymalna: 185 km/h

Przyspieszanie: 11,4 sekundy

Pojemność zbiornika paliwa: 40 litrów

Bagażnik: 352/1165

Cena: od 47,9 tys. złotych

Show CommentsClose Comments

Leave a comment

0.0/5