Wojna w Ukrainie ewoluowała w sposób, którego nikt się nie spodziewał. To nie tylko tradycyjna walka użyciem artylerii i karabinów, ale przede wszystkim wojna technologii, precyzji i strategicznej adaptacji. Dlatego kluczową rolę na froncie ukraińskim odgrywają nowe technologie, operatorzy dronów w ścisłej współpracy z artylerią czy wywiadem, ale również Państwową Strażą Graniczną, która z formacji granicznej przekształciła się w pełnowartościową jednostkę o ogromnej zdolności bojowej.
Z Kramatorska, Ukraina – Leszek Cieloch
W trakcie mojej wizyty w Kramatorsku, mieście leżącym w pobliżu linii frontu, miałem okazję zobaczyć, jak wygląda nowoczesne pole walki i jak ukraińscy żołnierze i pogranicznicy adaptują się do coraz trudniejszych warunków.
Podróż na linię frontu – wojna, którą czuć
Do Kijowa dotarliśmy busem, stamtąd do Kramatorska pociągiem. Podróż z Warszawy bez dłuższych przerw trwała blisko 26 godzin. Na dworcu w Kramatorsku gdzie doszło do rzezi ludności cywilnej 8 kwietnia 2022 r. zostaliśmy odebrani przez oficerów prasowych Straży Państwowej Granicznej Ukrainy (DPSU), którzy zabrali nas w kierunku pozycji bojowych. Kramatorsk jest obecnie ostatnią stacją na wschodzie Ukrainy, gdzie można dotrzeć pociągiem. Dalej jest już pełnoskalowa wojna.
Dalej, opancerzonymi terenówkami pojechaliśmy do południowo-wschodniej części obwodu donieckiego w okolice miejscowości Konstantynówka, po drodze mijając liczne „checkpointy”. Miasteczek w Obwodzie Donieckim, takich jak Konstantynówka jest wiele. Mieszkańcy żyli z rolnictwa, ale również pracowali w ogromnych konglomeratach metaloorganicznych i wydobywczych, które były perłą w koronie ukraińskiej gospodarki i o które tak naprawdę toczy się wojna. Dziś to opuszczone miasteczka, domy z otworami okiennymi zastąpionymi płytami OSB i kocami, opuszczone sklepy są ponurą wizytówką wydarzeń, które miały i wciąż mają tutaj miejsce.
Mimo wciąż dochodzących grzmotów salw artyleryjskich i widocznych, charakterystycznych pióropuszy na niebie pozostawionych przez ostrzał rakietowy, możemy spotkać nielicznych, pozostałych mieszkańców, którzy starają się żyć w miarę normalnie. Troska i smutek są jednak przeważające na ich twarzach – To są osoby starsze, których rodziny mieszkają tu od pokoleń. Nie są ani prorosyjscy, ani proukraińscy, to po prostu ich domy i ich ziemia. Młodych nie ma albo zostali przesiedleni w bezpieczniejsze miejsca na terenie Ukrainy, wyjechali albo walczą. – mówi nam Aleksander, oficer niespełna 30-letni, który wcześniej był pracownikiem administracji państwowej, w wyniku wojny stracił dwa domy. Mąż i ojciec dwójki dzieci.

Krajobraz widoczny zza 9 centymetrowych pancernych szyb jest ponury. Mróz oraz pochmurne niebo pogłębiają gorzki widok codzienności, opuszczonych miast i wsi, rdzewiejących placów zabaw, zbombardowanych fabryk czy zaniedbanych pól. Im dalej na wschód tym mniej samochodów osobowych a więcej aut terenowych, z kamuflażem domowej roboty.
Dojeżdżamy na stanowiska artyleryjskie, zlokalizowane na wzgórzach, połączone są okopami w niedalekich odległościach od częściowo opuszczonych gospodarstw domowych, gdzieś na rubieżach Obwodu Donieckiego. To właśnie tutaj zdobywane są najważniejsze szlify, to tutaj zmilitaryzowana jednostka straży granicznej przechodzi ostatnie szkolenie. Na stanowisku 4 osoby, obsługa amerykańskiej haubicy 105mm M101A1, które pamięta czasy II wojny światowej. Służyły także w Wietnamie i Korei.
– Mimo, że to archaiczny sprzęt jest to jego przewagą. Dostęp do amunicji, prosta konstrukcja to atuty działa – mówi Andrij Demczenko, rzecznik Państwowej Straży Granicznej. – Konstrukcja działa pozostaje archaiczna, ale jest wspierana przez najnowsze technologie satelitarne, bowiem siatka celownicza opiera się na sygnale GPS, konstrukcja naszego pomysłu – zdradza dowódca oddziału artyleryjskiego, będącego militarną częścią straży granicznej.
Dalej w drogę, tym razem już z dala od okopów i artylerii, ale wciąż w lokalizacji, gdzie gdzie wymagane są kamizelki kuloodporne i hełmy. Wita nas na polanie grupa młodych, nie starszych jak 25-latków. Część z nich służy już od 5 lat. To oddział, który zajmuje się pilotowaniem dronów. Elita nowoczesnej wojny. „Babajagi” tak nazywają duże drony rosyjskie oddziały, znalazły szerokie zastosowanie na froncie. Monitorują tereny okupowane przez Rosjan, wynoszą ładunki daleko za linię frontu, namierzają oddziały nieprzyjaciela. W czasie rzeczywistym przesyłają dane do artylerii, która niemal z chirurgiczną precyzją atakuje wroga. – Jeżeli „kacapy” przetrwają ostrzał artyleryjski, drony bojowe załatwią resztę – mówi dowódca oddziału „Ryś” wchodzącego również w skład bojowy Państwowej Straży Granicznej DPSU.

Kurs operatora trwa tydzień, najskuteczniejsi są młodzi, gdyż wychowani z kontrolerem konsoli gier wideo bardzo szybko uczą się obsługi drona. Później tylko doskonalą swoje umiejętności, ale już w warunkach bojowych. Ze śmiertelną skutecznością. Bojowa statystyka oddziału po roku działań to: 1205 zabitych żołnierzy wroga i 962 rannych, zniszczonych 75 czołgów, 47 wozów bojowych, 40 transporterów, 200 dział artyleryjskich, 7 dział samobieżnych, 305 dronów, ponadto stacje radiolokacyjne, magazyny i arsenały broni i wiele innych. Jedna jednostka w rok.
Obserwując trening bojowy dochodzą nas odgłosy ataków artyleryjskich. W międzyczasie dowiadujemy się, że został ostrzelany Kramatorsk, w którym byliśmy kilka godzin wcześniej i do którego właśnie wracamy. Agencja Interfax mówi o kilkunastu osobach rannych, nie wiadomo, czy były ofiary śmiertelne. To przypomnienie, że wojna nie dotyka jedynie żołnierzy i pograniczników – cierpią również ci, którzy nie mieli wyboru i pozostali w swoich domach.
DPSU – uzbrojeni strażnicy swoich granic
Jednym z największych zaskoczeń tej wojny jest transformacja Państwowej Straży Granicznej Ukrainy. To formacja, która przed wojną była kojarzona głównie z ochroną granic. Dziś jest pełnoprawnym uczestnikiem walk na froncie – walczy, obsługuje drony, wspiera artylerię i bierze udział w operacjach zwiadowczych i bojowych. Właśnie jej formacja zwiększyła się z 60do 75 tysięcy. – Kompetencje Straży Granicznej Ukrainy zmieniły się w momencie inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę. Nasza straż graniczna stała się w pełni zmobilizowaną brygadą na linii frontu, która jest nie tylko wsparciem, ale również współuczestnikiem w obronie i realizuje zadania bojowe na linii frontu i jego tyłach. Jesteśmy dzisiaj częścią sił zbrojnych Ukrainy, jednak w wielu kwestiach pozostajemy niezależni. Cały czas realizujemy swoje cele statutowe na pozostałych granicach kraju – podkreśla Andrij Denczenko, szef biura prasowego DPSU.

Straż Graniczna była bezpośrednim i pierwszym uczestnikiem agresji Rosji na Ukrainę, to bowiem pogranicznicy jako pierwsi stanęli w obronie granic. Udaremniali nie tylko bezprawne przekraczanie granic, ale również próby przemytu czy dezercję. Z tym walczy na granicach Ukrainy cały czas. DPSU się jednak zmienia, jest lepiej wyposażona, ma większe kompetencje, stanowi ogromne wsparcie dla armii ukraińskiej. – Z dniem inwazji straż zaczęła się zmieniać, modernizować i doszkalać. Posiadamy duże zasoby personalne oraz bojowe. Posiadamy właściwie uzbrojenie tak jak armia, może poza czołgami – wyjaśnia rzecznik.
Tu warto wspomnieć, że Straż Graniczna podobnie jak inne jednostki obronne kraju stały się niedawno celem dezinformacji, które pieczołowicie wykorzystuje rosyjska propaganda. W mediach pojawiły się nieprawdziwe informacje o korupcji w DPSU, które odbiły się również polskich dostawcach. Jedną z ofiar takiej dezinformacji pogłębianej przez propagandę rosyjską była firma PHU Lechmar, która od lat z powodzeniem zaopatruje armię i DPSU. – Musimy się mierzyć również z takimi atakami, jednak zapewniam, że w naszych jednostkach nie ma miejsca i nie było na korupcję. Administracja prezydenta działa systemowo i eliminuje wszelkie działania. Wiadomo, że takie sytuacje są jedynie pożywką dla rosyjskiego wywiadu i skutecznie to wykorzystuje – nadmienia Demczenko.
Dezinformacja może mieć istotny wpływ na bezpieczeństwo, ciągłość i skuteczność dostaw dla DPSU, którymi PHU Lechmar zajmuje się z sukcesem od lat. W ramach współpracy z ukraińskimi pogranicznikami polska spółka zrealizowała kilkadziesiąt dostaw wyposażenia wojskowego, broni oraz tak potrzebnej na froncie amunicji artyleryjskiej i moździerzowej, przyczyniając się do wzmocnienia zdolności państwa ukraińskiego do obrony swoich granic oraz transformacji DPSU z typowej straży granicznej do ciężko uzbrojonej formacji wojskowej. -Teraz jej działalność została zakwestionowana przez zmasowane ataki medialne, które szybko podchwyciły portale rosyjskie. To przekłada się wprost na zwiększone ryzyko dla dostaw realizowanych na rzecz DPSU. Przykład ten pokazuje, że zarówno DPSU jak i jej partnerzy, muszą się mierzyć z atakami ze strony Rosji na wielu płaszczyznach, zarówno na polu walki jak i w sferze informacyjnej. Dezinformacja zapoczątkowana w Internecie, po odpowiednim nagłośnieniu i upublicznieniu znajduje odzwierciedlenie w realnym zagrożeniu dla ciągłości dostaw na front, a co za tym idzie jest ryzykiem dla skuteczności realizowanych działań bojowych.

Wojna w Ukrainie przekształciła się w starcie, w którym technologia i precyzja odgrywają kluczową rolę. Na froncie ukształtowała się nowa elita – operatorzy dronów. Młodzi, pełni determinacji i skupienia, niczym wirtualni żołnierze, których szkolenie przypomina grę komputerową, ale stawka jest prawdziwa. Gdy pytani są o plany na przyszłość, odpowiadają prosto: „Przetrwać, a później się zobaczy”.
W tym samym czasie Państwowa Straż Graniczna Ukrainy (DPSU) nie tylko przystosowuje się do brutalnej rzeczywistości wojennej, ale także stale się rozwija, modernizuje i realizuje swoje zadania statutowe. Z granicznej formacji przekształciła się w pełnowartościową jednostkę bojową, która wspiera artylerię, prowadzi zwiad i walczy na równi z armią. Wciąż mierzy się nie tylko z zagrożeniem na linii frontu, ale także z dezinformacją i próbami podważenia jej wiarygodności.
fot: Państwowa Straż Graniczna Ukrainy/DPSU