Skip to content Skip to footer

Gdzie dbają o poloniki

Polacy żyli i mieszkali w każdym zakątku świata. Jak zadbać o to, co materialnego po nas pozostało, a dziś znajduje się daleko poza naszymi granicami?

Tekst: Rafał Jemielita

Na planie Warszawy adres Madalińskiego 101 wypada w samym środku Starego Mokotowa. Dokładnie mowa o zachodnim krańcu tej ulicy, gdzie w latach 30. XX wieku kończyła się Stolica. Dosłownie i bez przenośni – dalej były tu tylko pola i podmiejskie ogrody. Na tych „antypodach” postawił swój nowoczesny dom Stanisław Kirkor, wybitny finansista i historyk. Dziś w jego dawnej willi mieści się Instytut Polonika. Wnętrza, pieczołowicie odrestaurowane w klimacie art deco, pasują do misji Instytutu – „Polonika” zajmuje się ratowaniem przed zapomnieniem polskich śladów, które są rozproszone po świecie.

Co to jest polonik?

Definicja nie jest dla każdego oczywista. Poloniki (lub po łacinie „polonica”) to ślady materialne – domy prywatne, budynki publiczne, kościoły, ale też nagrobki czy zapomniana kaplica na małym, wiejskim cmentarzu. To także obrazy, rzeźby, strojna monstrancja, ścienne malowidła czy freski. Warunek? Pozostają poza naszymi obecnymi granicami i oczywiście ich historia wiąże się z Polską oraz Polakami.

Dorota Janiszewska-Jakubiak


Instytut z założenia pracuje nad polonikami sprzed 1945 roku. Najwięcej takich śladów można znaleźć na wschodzie Europy, na przykład na Ukrainie czy Białorusi, co wynika z faktu, że przez długi okres te tereny wchodziły w skład wielonarodowościowej i wielokulturowej Rzeczypospolitej. Ale są też poloniki we Francji czy w USA, gdzie żyje przecież nasza ogromna diaspora. -Trudno nawet mówić o przybliżonych szacunkach – opowiada dyrektor „Poloniki” i historyk sztuki Dorota Janiszewska-Jakubiak. -Szacunkowe dane dotyczące tylko Ukrainy podają, że jest tam wciąż około 45 tysięcy poloników ale bez wątpienia jest ich znacznie więcej – zwłaszcza gdy doliczymy stare cmentarze i polskie groby. Instytut powstał po to, żeby jak największą część dziedzictwa historycznego, przy współpracy z państwami gdzie znajdują się te obiekty i rozumiejąc, że to nasze wspólne dobro, ratować przed zniszczeniem i zapomnieniem. Podkreślam, że staramy się do nich dotrzeć nie tylko na Wschodzie, ale dosłownie na całym świecie. We Francji zajęliśmy się np. grobami Olgi Boznańskiej czy Adama Mickiewicza i jego rodziny, zaś w USA w ostatnim czasie dzięki nam udało się poddać konserwacji kilkadziesiąt obrazów z The Polish Museum of America w Chicago. Pojechały za ocean na wystawę światową w roku 1939 i już tam pozostały. Dużo się generalnie dzieje, żeby wspomnieć litewski kościół pw. św. Kazimierza w Powiewiórce, gdzie ochrzczono przyszłego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Tam odrestaurowaliśmy zabytkowe schody. Z kolei we wsi, gdzie mieszkał Czesław Niemen, „Polonika” zmieniła dach na jego domu rodzinnym – teraz jest jak ten oryginalny, sprzed lat, kryty drewnianym gontem. Przeprowadzono także prace nad czterema obrazami z Wilna i Rzymu, które wśród 200 innych dzieł znalazły się na wystawie „Geniusz baroku. Szymon Czechowicz (1689‒1775)” w Muzeum Narodowym w Krakowie. Na taką skalę polskiego malarza nigdy wcześniej nie pokazywano. Miło, że „Polonika” także miała w tym swój udział.

Piotr Ługowski

Prace konserwatorskie

Co roku Instytut realizuje kilkadziesiąt swoich projektów. Na przykład prace konserwatorskie, za które odpowiada w „Polonice” tzw. Program Ochrona. Szefem tego działu jest Piotr Ługowski, historyk sztuki i badacz baroku. Tylko w roku 2020 zrealizowali 36 projektów konserwatorskich i 27 dokumentacji, ekspertyz i inwentaryzacji w różnych obiektach z 8 krajów. Zabrzmiało poważnie i nieco… biurokratycznie? Złe skojarzenie. „Projekty” to – mówiąc bardziej zrozumiale – zabytki, które udało się ocalić, przebadać, poddać pracom konserwatorskim i zabezpieczyć dla kolejnych pokoleń.
„Polonika” uczestniczyła np. w restaurowaniu pomników z cmentarza Łyczakowskiego, który jest często przyrównywany do „lwowskich Starych Powązek”. Na przykład w grudniu ubiegłego roku, pod dwóch latach, oficjalnie zakończono konserwację kaplicy rodziny Krzyżanowskich: neogotyckiej, ozdobioną chimerami i pięknymi witrażami. -Tak jest oczywiście teraz. Jeszcze przed kilkunastu miesiącami stan tego obiektu określano na „tuż przed katastrofą budowlaną” – mówi Piotr Ługowski. „Kaplica była zniszczona, a cegły, z których wymurowano ściany, totalnie zawilgocone - właściwie rozpadały się w rękach. Policzyliśmy materiały, żeby łatwiej wyobrazić sobie, dlaczego odbudowa trwała 18 miesięcy i na co wydaliśmy ponad 1,7 miliona złotych. Prace pod naszym okiem wykonywała firma Monument Service. Jej pracownicy spędzili w podróży 1410 godzin (tylko na przejściach granicznych 188 godzin), przejeżdżając ogółem 69 530 km. Nad tym projektem pracowało aż 32 osoby – 16 Polaków i 16 Ukraińców, plus oczywiście my w Instytucie.


Statystycznie rzecz ujmując wykonano 4951 zdjęć cyfrowych do dokumentacji, a materiały związane z realizacją zadania można przeliczyć na 53 gigabajty danych. Podczas remontu wykorzystano 8728 cegieł, a tych zniszczonych z elewacji wymieniono aż 3805. Ceramika na dachu wymagała całkowitego odtworzenia (na podstawie 2 sztuk dachówki karpiówki i jednego tzw. gąsiora ‒ tylko tyle znaleziono oryginałów). Finalnie na dach trafiło 1052 dachówek i 75 gąsiorów. Zachowało się zaledwie 25 szybek witrażowych, więc 1088 wyprodukowano od nowa. „Wszystko metodami konserwatorskimi i rzemieślniczymi, odtwarzając technologie sprzed lat – szybki są oprawione w ołów. To nie dla każdego jest oczywiste, ale balustradę schodów i kratę zamykającą wejście wykonano z kilku rodzajów metali. Tak było w oryginale i tak jest teraz. Zostawiliśmy nawet „świadka historii”, czyli anonimowy podpis wydrapany na ścianie kaplicy cyrylicą przed kilkudziesięciu laty – kończy pan Piotr.

Dr Karol Guttmajer (po lewej)

Nowocześnie o tym, co było

W willi przy Madalińskiego „Polonika” ma także swój dział badań. Pod wodzą dr Karola Guttmejera w ubiegłym roku zrealizowano 27 projektów, w tym 11 wydawniczych, które dotyczyły 9 krajów Europy. ‘Te projekty są na różnym etapie finalizowania! – zastrzega Guttmejer. -Wśród nich znalazły się m.in. dokumentacje polskich cmentarzy na Ukrainie, pałaców i dworów na obszarze dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego czy też nowożytnych pałaców w samym Wilnie. Trzy projekty Programu Badania zakończyły się publikacjami wydanymi w serii „Studia i Materiały” – dla historyków sztuki, historyków, czy po prostu miłośników szeroko pojętego polskiego dziedzictwa kulturowego. Szczególną wartość ma książka Agaty Dworzak poświęcona XVIII-wiecznej rzeźbie lwowskiej i niezwykłemu artystycznemu „klanowi” Polejowskich. Skupialiśmy się także na twórczości polskich artystów, np. we Francji i Wielkiej Brytanii oraz architektów we Lwowie w okresie międzywojnia XX wieku i Rosji przed rewolucją – dodaje doktor Guttmejer, z którym wspólny język znajdzie każdy miłośnik dawnych rozwiązań budowlanych czy zapomnianych szlaków kolejowych – bo i taki projekt prowadzi „Polonika”. Kolejne publikacje ‒ jak naukowa edycja młodzieńczego dziennika Bronisława Piłsudskiego, a także praca poświęcona dziełom rytowników i wydawców augsburskich wykonywanym dla polskiej klienteli w XVII‒XVIII wieku czy książka prezentująca praktycznie nieznany opis geograficzny ziem Polski i Litwy wraz z mapami szczegółowymi Rzeczypospolitej, wykonany przez XVII-wiecznego francuskiego kartografa Guillaume’a Sansona ‒ są na ostatnim etapie przygotowania do druku.

Magda Gutowska

Jak im to pokazać?

Bez względu na porę roku dr Magdalena Gutowska przyjeżdża do instytutu na swoim rowerze. Odpowiada za popularyzowanie poloników. Co to oznacza? „W praktyce mój zespół wymyśla nietypowe pomysły, które pozwolą pokazać historyczne fakty i zachęcić do tego nie tylko dorosłych, ale też dzieci”. Program Popularyzacja zajmuje się m.in. scenariuszami filmów, wydawaniem książek, audiobookami, wystawami – stałymi i online, pracują tam teraz także nad… grą planszową. „Bo każdy sposób „sprzedania wiedzy” jest dobry! Łączymy historię z teraźniejszością, żeby przypomnieć co zapomniane” – mówi Magda Gutowska. Dla dzieci w „Polonice” powstał wieloodcinkowy serial Polo i Nika, ale też – w roku 2020, na 400-lecie śmierci Stanisława Żółkiewskiego – animowany film Hetman poświęcony wybitnemu żołnierzowi sprzed czterech wieków. Wyreżyserował go Krzysztof Czeczot zaś narratorką była Danuta Stenka!

„Pandemia wszystkim pokrzyżowała plany, ale na koncie mamy kolejne 4 audiobooki o łącznej długości ponad 31,5 godziny oraz cały zestaw książek. Świetnie odebrano Śledztwa kolekcjonera Wojciecha Przybyszewskiego i dwujęzyczne Inflanty polskie Gustawa Manteuffla, które wydaliśmy po polsku i – pierwszy raz w historii – także po łotewsku. Ostatnia pozycja, która dopiero trafiła z drukarni na moją półkę, to Podręcznik do inwentaryzacji polskich cmentarzy i nagrobków poza granicami kraju Anny Sylwii Czyż i Bartłomieja Gutowskiego. To nie jest literatura popularna, wiem. Ale jest coraz większa rzesza ludzi, których interesują funeralne zabytki i na pewno podręcznik bardzo im się przyda, bez względu na to czy odwiedzają cmentarze w Polsce, czy poza granicami – dodaje Gutowska.
Z powodów sanitarnych w czasie przesunęła się premiera plenerowych wystaw „Poloniki”. Dedykowaną Żółkiewskiemu można oglądać od 19 marca do 8 kwietnia przed Galerią Kordegarda na Krakowskim Przedmieściu. Od kilku miesięcy jest jednak na platformie Google Arts, gdzie Instytut Polonika pokazuje również „12 miast Tytusa Brzozowskiego”. Wybitny akwarelista i autor murali dał się namówić Dorocie Janiszewskiej-Jakubiak i umieścił 150 poloników w serii 13 swoich fantastycznych akwareli. Na razie do oglądania on line, ale w planach jest także wystawa plenerowa. „Nie ma co ukrywać, że działamy, najdelikatniej mówiąc, w niesprzyjających warunkach – dodaje Agnieszka Tymińska, wicedyrektor Instytutu Polonika. -Nas też przecież dotyczą przepisy związane z lockdownem, zamykaniem granic czy kwarantanną. Tymczasem prace raz rozpoczęte, muszą trwa, ale przede wszystkim kiedyś się zakończyć. Teraz oddajemy do użytku kamienne schody do kościoła św. Antoniego oraz odrestaurowane figury na dachu dawnego kościoła dominikanów, mam na myśli oczywiście zabytki lwowskie. Kilkanaście miesięcy pracy, które im poświęciliśmy, to był szalony czas, muszę przyznać. Trwają też zaawansowane prace nad kaplicą Barczewskich i jest to duże wyzwanie. Ma kilka kondygnacji i jest wielkości niewielkiego domu jednorodzinnego. Od 1941 roku, gdy bomba uszkodziła jej kopułę, stała bez żadnego zabezpieczenia. Łatwo sobie wyobrazić, z czym się teraz muszą zmierzyć konserwatorzy – kończy pani Agnieszka.
Co będzie dalej? Temat ochrony poloników jest właściwie jak… rzeka. Co chwila pojawiają się kolejne sygnały i pomysły, które w miarę skromnych środków trzeba realizować. W końcu tylko na Łyczakowie jest prawie 5 tysięcy dużych obiektów, w tym wiele kaplic. Kolejne czekają na pomoc, bo tak to trzeba nazwać prosto z mostu. A prócz Lwowa poloniki są przecież wszędzie, od Ameryki po Azję.

Show CommentsClose Comments

Leave a comment

0.0/5