Aktualności Kariera Lifestyle 8 sierpnia 2024
Sukces Aleksandry Mirosław na olimpiadzie w Paryżu we wspinaczce na czas to bez wątpienia historyczny moment, który przynosi dumę Polsce i pokazuje, jak ogromny potencjał drzemie w naszych sportowcach. Ale ten medal to nie tylko owoc talentu i ciężkiej pracy Aleksandry – to także brutalne przypomnienie o tym, jak bardzo nasze państwo zaniedbuje rozwój sportu, zwłaszcza w dyscyplinach innych niż piłka nożna.
W Polsce mamy tendencję do skupiania się na sportach, które przyciągają masową uwagę – jak choćby piłka nożna. Nie ma co się oszukiwać, to sport, który przyciąga sponsorów, kibiców i generuje ogromne emocje. Ale co z resztą? Wspinaczka sportowa, lekkoatletyka, gimnastyka, pływanie, a nawet szachy – wszystkie te dyscypliny mogą przynosić Polsce chlubę na arenie międzynarodowej, ale tylko wtedy, gdy dostaną odpowiednie wsparcie. W przypadku wielu sportów, które nie mają masowego zasięgu, wsparcie państwa jest absolutnie kluczowe. Bez tego sportowcy często muszą walczyć nie tylko z rywalami, ale i z brakiem środków na treningi, sprzęt czy odpowiednią infrastrukturę.
I tu dochodzimy do sedna problemu: przez lata sportowcy z różnych niszowych dyscyplin apelowali o pomoc, wskazywali na braki i luki w finansowaniu, na problemy z dostępem do profesjonalnych trenerów czy odpowiednich warunków do treningów. I co? Cisza. Rząd, zamiast inwestować w różnorodność sportu, woli koncentrować się na dyscyplinach, które są już i tak dobrze finansowane przez prywatne firmy. Piłka nożna jest oczywiście ważna, ale czy naprawdę tylko ona zasługuje na wsparcie?
Przykład medalistki z Paryża, Aleksandry Mirosław jest encyklopedyczny. Podium naszych sportsmenek to zasługa ich samych oraz współpracowników, którzy przyczynili się do wyników. W wielu programach działacze, jak i sami sportowcy apelowali, że wspinaczka czy sprint w Polsce jest skrajnie niedofinansowany a właściwie w ogóle nie jest finansowany. O profesjonalnej infrastrukturze nie wspominając, bowiem nasze Mistrzynie trenują… na komercyjnych ściankach, dzieląc tory z dziećmi, amatorami – wszak miłośnikami sportu. Z rozmowy z działaczami wspinaczkowymi wynika, że potrzeby są ogromne, ale nie są tak kosztochłonne jak popularniejsze dyscypliny. W wywiadach politycy trywializują nepotyzm i zarobki swoich zausznych i rodzin, podczas gdy roczna pensja działacza politycznego średniego szczebla, mogłaby podnieść możliwości wspinaczy i to wielokrotnie. Warto również dodać, że takich „nepotycznych” stanowisk, m.in. PiS zafundował „swoim” kilkadziesiąt tysięcy. Nie wspominając o budowie własnych majątków.
Tymczasem w krajach, które rozumieją, że sport to nie tylko show i biznes, ale także zdrowie, edukacja i prestiż narodowy, inwestuje się w szeroką gamę dyscyplin. To nie tylko kwestia medali, ale także tworzenia warunków, które pozwalają rozwijać się młodym talentom i budować zrównoważony system sportowy. W Polsce jednak, zamiast długofalowej strategii wsparcia dla sportu, widzimy często działania ad hoc, zależne od chwilowych emocji i popularności.
I wtedy przychodzi taki moment jak teraz, kiedy sportowiec pokonuje wszystkie przeciwności i osiąga sukces na międzynarodowej scenie. Nagle politycy, którzy wcześniej nie mieli czasu ani ochoty wesprzeć danej dyscypliny, ustawiają się w kolejce do gratulacji. Błyskają flesze, padają wielkie słowa o wsparciu i docenianiu sportu – a prawda jest taka, że bez wsparcia państwa wiele dyscyplin nie miałoby szans na rozwój. Ale czy to wsparcie przyjdzie teraz, gdy sukces Aleksandry Mirosław jest faktem? Czy może wszystko wróci do starych schematów, a politycy znów skupią się tylko na tych sportach, które dają im szybki zwrot polityczny?
Czas zrozumieć, że wsparcie dla sportu, także tych mniej popularnych dyscyplin, to inwestycja w przyszłość. To nie tylko medale, to także promowanie zdrowego stylu życia, edukacja, integracja społeczna i budowanie narodowej dumy. Jeśli chcemy, aby Polska była krajem, który naprawdę liczy się na arenie międzynarodowej, musimy zacząć myśleć o sporcie szerzej – nie tylko jako o narzędziu marketingowym, ale jako o elemencie polityki społecznej i zdrowotnej. Ale do tego potrzebna jest prawdziwa zmiana podejścia, a nie tylko polityczna gra pod publiczkę.